Wesoły żywot koszorysanta

Od jakiegoś czasu pracuję w firmie budowlanej i wykonuje dla niej kosztorysy ofertowe. Oto co mi się przydarzyło.  

Prezes firmy budowlanej ogłosił że musimy wystartować w przetargu na roboty budowlane związane z budową toru Formuły1 w Białymstoku. Przyszedł do mnie osobiście i przekazał, że to na mnie leży zadanie przygotowania kosztorysu. Nieśmiało zagadnąłem, że warto by zainwestować w odpowiedni program do kosztorysowania np. Norma Pro, bo wtedy łatwiej by było mi pracować. Szef tylko prychnął, że mam się cieszyć, że dostałem kalkulator elektroniczny, bo on w młodości takie rzeczy liczył na liczydle i zawsze mu dobrze wychodziło. 

Ja w mojej poprzedniej pracy miałem do dyspozycji różne programy kosztorysowe, właśnie Normę, ale tez programy typu Miara PRO, więc teraz gdy musiałem wszystko przygotować na kalkulatorze była to dla mnie niemiła niespodzianka. 

Rozpocząłem pracę, zacząłem wyliczać ile może kosztować wylanie asfaltu, zbudowanie trybun i zaplecza. Szef kręcił się po biurze chcąc, abym szybciej wyliczał, bo termin złożenia oferty zbliżał się nieubłaganie. W końcu złożyliśmy naszą ofertę w ostatnim dniu i rozpoczęło się czekanie na wynik. 

W końcu nadszedł dzień jakże szczęśliwy dla naszej firmy. Okazało się, że złożyliśmy najniższą ofertę i zostaliśmy głównym wykonawcą toru wyścigowego. 

Napomknąłem szefowi, że teraz to możemy kupić ze trzy stanowiska Normy i jeszcze dodatkowo Microsoft Project żeby odpowiednio ułożyć harmonogram. Spojarzał na mnie jak na idiotę i rzekł: „jaki Project, człowieku, masz tu kalendarz ze zdjęciami Pań, nanieś tu wszystkie prace i będziemy mieli plan naszej inwestycji. I nie wymyślaj mi tu jakiś Norm i Projectów”. 

Jak szef rozkazał tak zrobiłem. Okazało się, że szef miał nosa – bo wszystkie prace ukończyliśmy na czas, a do naszej siedziby zaczęli zjeżdżać przedstawiciele największych przedsiębiorstw budowlanych świata, nawet z Japonii by podpatrywać nasze metody zarządzania. Szef chodził dumny i opowiadał o wszystkim, ale Japończykom najbardziej podobał się harmonogram w kalendarzu ze zdjęciami Pań. Nawet zrobili sobie ksero.